Chronologia wydarzeń historii Nibiru i Anunnaki.
===========================================================
Autor tekstu: Cecylia Ruder
Oryginał:
Racjonalista.pl
Enuma Elisz jako element naszej historii.
Niemniej zdumiewająca jest treść sumeryjskiego eposu Enuma Elisz. Epos
ten opisuje Niebiańską Bitwę, czyli przebieg tworzenia się naszego
Układu Słonecznego wraz z kosmiczną katastrofą, która nadała układowi
ostateczną strukturę. Jaki był przebieg tej Niebiańskiej Bitwy ?
Na początku uformował się Apsu (Słońce) wraz z planetami Mummu
(Merkury) i Tiamat. Przestrzeń między Apsu i Tiamat była wypełniona
materią, która uformowała się w kolejne planety Lahmu (Mars) i Lahamu
(Wenus). W następnej kolejności powstały wielkie planety Anshar
(Saturn) i Kishar (Jowisz). Część materii oderwała się z Anshara
formując dwie bliźniacze planety Anu (Uran) i Nudimmud (Neptun) oraz
Gaga (Pluton), który stał się satelitą Anshara. Orbity powstałych
planet nie były stabilne. Gdy zbliżały się do siebie działanie sił
grawitacji powodowało wyrywanie z nich materii i tworzenie się
satelitów. Będąc skrajną planetą Układu Słonecznego Nudimmud/Neptun
miał kontakt z „odległą przestrzenią oceanu" - kosmosem. To stamtąd
pojawił się Nibiru i dostał się w pole grawitacji Nudimmuda/Neptuna,
po czym zakrzywiając swoją orbitę wszedł do wnętrza Układu
Słonecznego. Nibiru znajdował się jeszcze w fazie plastycznej, więc
siła grawitacji Nudimmuda/Neptuna utworzyła w Nibiru wybrzuszenie,
które po zbliżeniu się do Anu/Urana spowodowało wydarcie z niego
materii i utworzenie 4 satelitów. Ważne jest także to, że Nibiru
wszedł do wnętrza Układu Słonecznego w kierunku przeciwnym obiegowi
planet wokół Słońca, a więc tym samym znalazł się na torze kolizyjnym.
Mijając Anshara/Saturna Nibiru wyrwał z niego nieco materii tworząc 3
dodatkowe własne satelity, a satelitę Anshara — Gaga/Plutona skierował
na nową orbitę. Zakrzywiając coraz bardziej swój tor Nibiru dążył do
nieuchronnej kolizji z Tiamat otoczonej przez jej satelitów, z których
największym był Kingu (Księżyc). Siła grawitacji obu planet
spowodowała zakłócenia w ich orbitach a jeden z satelitów Nibiru wbił
się w Tiamat. Po zatoczeniu koła wokół Słońca Nibiru zyskał stałą
orbitę wokółsłoneczną, po czym dotarł na miejsce kolejnego starcia z
Tiamat. Następne uderzenie rozłamało Tiamat. Część jej — Ki (obecnie
Ziemia) wraz z satelitą Kingu/Księżycem skierowana została siłą
potężnych uderzeń na nową orbitę bliżej Słońca, a pozostała część
Tiamat wraz z resztą jej satelitów rozerwana została w pasmo planetoid
obiegających Słońce zgodnie z dawną orbitą macierzystej planety,
przemieszczona na orbity wokół innych planet oraz wyrzucona z Układu
Słonecznego w postaci komet.
Ze szczegółami przekazów sumeryjskich i ich późniejszych kopii
zapoznać można się w pracach zbiorczych znanego archeologa, historyka
i znawcy pisma klinowego, prof. Zecharii Sitchina.
Warto teraz spróbować zweryfikować wiarygodność tych opowieści.
Pozostawmy na razie na boku sprawę wizyty „obcych" na naszej Ziemi i
zajmijmy się tylko tymi faktami, których prawidłowość daje się
weryfikować za pomocą konfrontacji ze stanem naszej aktualnej wiedzy.
Badania archeologiczne wykazały, że w czasach sięgających 100 000 lat
p.n.e. prowadzone były w południowej Afryce (Suazi i Zulu) rozległe
prace górnicze. W tym zakresie sumeryjskie przekazy zostały więc
potwierdzone.
Znajomość procedur inżynierii genetycznej pozwala nam również ocenić
rzetelność przekazów sumeryjskich pod kątem drogi prowadzącej do
stworzenia człowieka. Po przeprowadzeniu udanych prób klonowania,
zapładniania in vitro, implantacji zarodków i co najważniejsze,
opracowaniu technologii rekombinacji DNA (przez zespoły Ralpha
Brinstera na Uniwersytecie Pensylwańskim i Richarda Palmitera w
Instytucie Medycznym Howarda Hughesa) wiemy dziś, że najpewniejszym
sposobem wprowadzenia nowego materiału genetycznego jest wykorzystanie
plemnika jako nosiciela tego materiału (prace zespołu Corrado
Spadafory’ego w Instytucie Technologii Biomedycznej w Rzymie).
Dokładnie taką właśnie technikę przy tworzeniu ludzi zastosowali
zgodnie z przekazem Sumerów obcy przybysze. Wszystko na to wskazuje,
że ewolucja doprowadziłaby tak czy inaczej do powstania istot
rozumnych, przybysze jednak przyspieszyli ten proces.
Nauka wykazała, że ewolucja postępowała stopniowo do momentu
wytworzenia około 1,5 mln lat temu hominida Homo erectus. Dalej ślad
się urywa i około 300-200 tys. lat temu (nie ma tu pełnej zgodności
danych) bez żadnej oznaki stopniowej przemiany pojawił się Homo
sapiens. Wesley Brown i Rebecca Cann, niezależnie od siebie, ustalając
współczynnik naturalnej mutacji DNA w mitochondriach osobników
żeńskich różnych ras wyliczyli, że mitochondrialna Ewa zdolna do
rozrodu pojawiła się około 300 — 150 tys. lat temu na terenie
Tanzanii, Kenii i Etiopii. Wyniki tych ustaleń zbiegają się idealnie z
czasem pojawienia się gatunku Homo sapiens. Czas ten i miejsce (na
północ od Abzu) zgodne są też z treścią przekazów sumeryjskich.
Właśnie wtedy zgodnie z sumeryjskim przekazem miał miejsce bunt
Anunnaki w kopalniach złota w południowej Afryce i rozpoczęto prace
nad stworzeniem robotników pomocnych w realizacji najcięższych prac.
Hipoteza kosmicznej katastrofy, która zmieniła początkową strukturę
naszego Układu Słonecznego, została przyjęta przez naukę po
przeanalizowaniu danych przekazanych przez Voyagera 2. Katastrofa ta
pozostawiła swój ślad m.in. w postaci:
-
nachylonej osi Ziemi, Urana i Plutona w stosunku do płaszczyzny
ekliptyki,
-
orbity Plutona oraz orbit księżyców Urana niezgodnych z płaszczyzną
ekliptyki,
-
pasa planetoid między Marsem i Jowiszem,
-
wstecznego kierunku obiegu Trytona wokół Neptuna.
Oceniono, ze katastrofa ta miała miejsce około 4 miliardy lat temu.
James Christie, Robert Harrington i Thomas Van Flandern (U.S. Naval
Observatory) po serii symulacji komputerowych doszli do wniosku, że
planeta inwazyjna, która doprowadziła do katastrofy była 2-5 razy
większa od Ziemi, wtargnęła do Układu Słonecznego pod kątem 30o w
stosunku do płaszczyzny ekliptyki, poruszając się w kierunku
przeciwnym niż planety Układu Słonecznego. Oceniono, że półoś orbity
planety inwazyjnej była rzędu 100 j.a. (zasięg sił grawitacji naszego
Słońca sięga prawie połowy odległości do najbliższej gwiazdy).
Koncepcja ta i dane liczbowe całkowicie zgadzają się z przekazami
sumeryjskimi, a poszukiwania tej planety przechwyconej przez pole
grawitacyjne Słońca przestało już być zagadnieniem czysto akademickim.
Analiza perturbacji w orbitach Urana, Neptuna i Plutona wykazała
obecność w układzie planety o cyklu orbitalnym co najmniej 1000 lat,
krążącej wokół Słońca w odległości co najmniej 2,4 miliarda km za
Plutonem. Przeprowadzone obliczenia wskazały nawet gdzie powinniśmy
tej planety na niebie poszukiwać (orbituje w naszym kierunku z
południowo-wschodniego nieba). W 1983 roku pomiary dokonane w
podczerwieni za pomocą teleskopu IR Astronomy Satellite wykryły
niezidentyfikowane ciało niebieskie, które mogłoby być poszukiwaną
planetą X. Ciało to jest 4-krotnie większe od Ziemi, znajduje się
jednak zbyt daleko by identyfikacja była jednoznaczna i porusza się
bardzo wolno. Pewność uzyskamy wtedy, gdy zbliży się na tyle, by można
było dokonać tradycyjnych obserwacji za pomocą teleskopów.
Ślady silnego zderzenia nosi zarówno Uran (zdeformowane jądro) jak i
Księżyc krążący wokół Ziemi (kolizja spowodowała przetopienie
Księżyca, utratę lotniejszych związków i pierwiastków, a także utratę
pola magnetycznego). Najbardziej okaleczona została jednak w wyniku
kolizji Ziemia. Po przeprowadzeniu badań planet Układu Słonecznego
geofizycy stanęli przed zagadką wyjątkowo cienkiej skorupy ziemskiej.
Skorupa stanowi zwykle około 10% masy planety, natomiast litosferę
ziemi tworzy zaledwie 0,5% jej masy. Część brakującej litosfery
odnaleziono analizując fale sejsmiczne podczas trzęsień ziemi. Okazało
się, że materia tworząca litosferę przemieściła się w głąb Ziemi i
zalega około 400 km pod powierzchnią. Daje to materię skorupy
ziemskiej rzędu 4% masy, a więc wciąż blisko połowę tego, co wydaje
się normą. Dodatkową cechą skorupy ziemskiej jest jej niejednakowa
grubość. W części kontynentalnej sięga 20-70 km, w części oceanicznej
nie przekracza 6 km, przy czym litosfera oceaniczna ma większa masę
właściwą niż kontynentalna. Jest też znacznie młodsza. Litosfera
kontynentalna liczy sobie około 4 miliardów lat, podczas gdy
oceaniczna nie jest starsza niż 200 milionów lat. Żadna hipoteza
oprócz kosmicznej katastrofy nie jest w stanie przekonująco wyjaśnić
tych różnic. Dokładnie taką katastrofę i jej następstwa opisuje
kosmogonia sumeryjska w eposie Enuma Elisz. Kataklizmem tym było
rozłamanie planety Tiamat na skutek dwóch potężnych uderzeń - satelity
Nibiru, który wbił się w Tiamat, a następnie kolizja z Nibiru po
zatoczeniu koła wokół Apsu/Słońca. Nieustający proces tworzenia się
litosfery na skutek erupcji roztopionych skał magmowych przypomina
proces gojenia się rany zadanej Ziemi 4 miliardy lat temu. W tym
czasie też uformowała się (wg Raymonda Sievera z Uniwersytetu Harvarda)
atmosfera ziemska na skutek aktu silnego odgazowania. Rozłamanie się
płyty kontynentalnej, a następnie odsunięcie Europy i Afryki od obu
Ameryk oraz być może także przesunięcie się Antarktydy w kierunku
bieguna południowego jest końcowym wynikiem działania sił dążących do
uzyskania stanu względnej równowagi po wystąpieniu silnego zaburzenia.
Nie jest to już hipoteza, lecz uznana teoria rozłamu i przesuwania się
płyt tektonicznych po płynnym podłożu, wysunięta przez Alfreda
Wegenera. Musiało minąć pół wieku by teoria kontynentalnego dryfu
zyskała miano naukowej. Również w sprawie kosmicznej katastrofy
współczesna nauka potwierdza więc w całej rozciągłości informacje
zawarte w starożytnych tekstach.
Powróćmy teraz do sprawy wojny nuklearnej w starożytności. Czy ślad
jej pozostał jedynie w starożytnych tekstach? Okazuje się, że przekazy
te zyskały potwierdzenie także w wynikach badań prowadzonych w
dzisiejszych czasach. Badania południowej płycizny Morza Martwego
wykazały, że właśnie tam zlokalizowana była niegdyś Sodoma i Gomora.
Zmiany w strukturze gleby w okolicach Sodomy i Gomory są dokładnie
takie same jak w Hiroszimie, a zatem powód zmian także powinien być
ten sam. Skorupa denna południowej części Morza Martwego wykazuje
niespotykaną twardość, będącą wynikiem gwałtownej atomowej konwersji.
Archeolodzy W. F. Albright i P. Harland odkryli ponadto, że ludzkie
osady wokół badanego regionu zostały gwałtownie opuszczone w XXI wieku
p.n.e. i nie były powtórnie zasiedlane przez następne kilka wieków.
Poza tym, woda ze źródeł otaczających Morze Martwe wykazuje nadal
skażenie radioaktywne wystarczająco wysokie, by wywołać choroby u
ludzi i zwierząt, którzy mają z nią kontakt przez wiele lat. Półwysep
Synaj także nosi ślady dawnej eksplozji w postaci blizny tak wielkiej,
że zobaczyć ją można jedynie na zdjęciu satelitarnym. Czerń
rozrzuconych na dużej przestrzeni okruchów skalnych także nie jest
naturalna. Naturalna jest tylko biel wapienia oraz jasny brąz
piaskowca, naturalnych skał na Synaju. Nauka nie znajduje na to
wyjaśnienia, chyba że zaakceptujemy starożytny przekaz informujący, że
Ninurta i Nergal, przybysze z planety Nibiru, zniszczyli tam w czasach
Abrahama port kosmiczny. Miejsce, skąd „bogowie" wznosili się do nieba
— Górę Ryczących Tuneli. Broń nuklearną najwyraźniej wykorzystano
także w dolinie Indusu. Miasto Mohendżo Daro też zostało zniszczone w
wyniku atomowej napaści. Epicentrum eksplozji znajduje się w samym
środku miasta, a ruiny noszą ślady działania wysokiej temperatury
rzędu 2200oC. Jeszcze dziś pomiary napromieniowania przekraczają
20-krotnie normalne wartości.
Nie są to jedyne interesujące i niekwestionowane ślady przeszłości.
Wyniki badań starych map prowadzone przez prof. Charlesa H. Hapgooda
są nie mniej zastanawiające. Nie ma chyba człowieka, który nie
słyszałby o mapie tureckiego admirała Piriego Reisa z 1513 roku,
będącej kompilacją starszych map źródłowych. Zagadką tej mapy są nie
tylko wierne odwzorowania wybrzeży Ameryki i Antarktydy, lecz przede
wszystkim to, że Antarktyda została odkryta ponad 300 lat po
sporządzeniu tej mapy (w 1818 roku). Nie jest to jedyna mapa godna
uwagi. Równie interesujące są mapy francuskiego astronoma i kartografa
Orontiusa Finaeusa z 1531 roku, kartografa Gerarda Kremera (Mercatora)
z 1569 roku oraz francuskiego geografa Philippe'a Bauche'a z 1737
roku. Wszystkie te mapy nie tylko obejmują nieznaną w tamtych czasach
Antarktydę, lecz pokazują zupełnie różne na niej szczegóły, wskazujące
na to, że kartografowie ci korzystali z różnych map źródłowych. Każda
z wymienionych map wykazuje inny stopień zlodowacenia Antarktydy, a
zatem mapy źródłowe powstawały w różnym czasie. Co więcej, na mapie
Bauche'a Antarktyda nie jest zwartym kontynentem, lecz składa się z
pojedynczych wysp. Dziś wiemy, że to prawda. Wykazały to badania
sejsmograficzne przeprowadzone w 1958 roku. Tymczasem Antarktyda była
całkowicie wolna od lodu ponad 10 tys. lat temu.
Mapa tureckiego kartografa Hadji Ahmeda z 1559 roku pokazuje wyraźnie
widoczny pomost lądowy szerokości ponad 150 km łączący Alaskę z
Syberią. Pomost taki rzeczywiście istniał i zniknął pod wodą po
ustąpieniu ostatniego zlodowacenia.
Nie sposób też nie wspomnieć o słynnej Mapie Północy sporządzonej w II
wieku n.e. przez astronoma, matematyka i geografa Klaudiusza
Ptolemeusza, a odnalezionej w XV wieku. Ptolemeusz działał w
Aleksandrii i właśnie w słynnej bibliotece aleksandryjskiej musiały
znajdować się dokumenty źródłowe, na podstawie których sporządził
swoją mapę. Co w niej takiego interesującego? Na mapie tej zaznaczono
lodowce pokrywające północną Europę. Obraz Europy przedstawiony na
mapie Ptolemeusza odpowiada czasom około X tysiąclecia p.n.e. Nikt w
czasach mu współczesnych ani w czasach gdy odnaleziono mapę nawet nie
przypuszczał, że w północnej Europie kiedyś panowały epoki lodowe.
Mapa żeglarska Jehuda ibn Ben Zara z 1487 roku powstała na podstawie
źródeł jeszcze starszych niż źródła Ptolemeusza, bo zasięg lodowców
jest znacznie większy.
Zadziwiające są nie tylko szczegóły przedstawione na mapach.
Zdumiewająca jest także ich dokładność i umiejętność odwzorowania na
płaszczyźnie zakrzywionej powierzchni. Nie było to możliwe bez
doskonałej znajomości geometrii sferycznej i umiejętności dokonywania
precyzyjnych pomiarów szerokości i długości geograficznej. Jak wiemy,
dopiero w XVIII wieku możliwe stały się wystarczająco dokładne pomiary
długości geograficznej dzięki chronometrowi skonstruowanemu przez
Johna Harrisona (w pierwszą swą podróż weryfikacyjną chronometr
wyruszył z Anglii na Jamajkę w 1761 roku). Tymczasem odchylenia na
najstarszych mapach, sporządzonych na podstawie jeszcze starszych
źródeł nie przekraczają pół stopnia! Mapy te przedstawiono do oceny
prof. Richardowi Strachanowi (Messachusetts Institute of Technology).
Wnioski były jednoznaczne. Źródła, na podstawie których wykonano mapy
wykazywały bardzo zaawansowaną wiedzę. Wyniki tej ekspertyzy
potwierdzili także eksperci rozpoznania technicznego Sił Powietrznych
USA. Jak to pogodzić z ustaleniami obowiązujących teorii naukowych ?
Czyżby i w tym wypadku czerpano z wiedzy przekazanej przez tajemniczą
cywilizację, o której absolutnie nic nie wiemy prócz tego, że
niewątpliwie istniała ?
Klocki układanki zbierane z tak różnych źródeł najwyraźniej do siebie
pasują. Najbogatsze w informacje przekazy sumeryjskie zgodne są w
wielu szczegółach z aktualnym stanem naszej wiedzy. Oznacza to, że
przekazy te najwyraźniej powinniśmy traktować bardzo poważnie.
Najprościej byłoby przyjąć założenie przypadkowej zbieżności faktów i
odłożyć sprawę na półkę bez komentarza. Nie raz to przecież już
praktykowano. Można jednak odłożyć na bok konwencjonalny tok myślenia
i przyjąć do wiadomości, że tych przypadków jest jednak zbyt dużo by
mogły być li tylko przypadkami, a zatem stare teksty przekazują nam
konkretne fakty, którym należy bacznie się przyjrzeć, wyciągnąć
wnioski i włączyć zawarte tam informacje do analizy zmierzającej do
odtworzenia naszej historii. To, co uparcie przyjmowaliśmy dotąd jako
mitologię, najwyraźniej wcale nią nie jest.
Sposób opisu historii powstania Układu Słonecznego w eposie Enuma
Elisz czy opis manipulacji genetycznych w eposie Atra Hasis
wskazywałyby na to, że niewątpliwie tego rodzaju wiedzę mogła posiadać
tylko wysoce rozwinięta cywilizacji techniczna. Mamy tu więc dwie
możliwości do wyboru. Albo na Ziemi istniała wcześniej cywilizacja o
wyższym stopniu rozwoju technicznego niż nasza, albo rzeczywiście w
przeszłości odwiedzili nas przedstawiciele obcej cywilizacji.
Koncepcja rodzimej wcześniejszej cywilizacji, która doszła do wyższego
stopnia rozwoju niż obecna i uległa zagładzie w wyniku globalnej
katastrofy czy może nawet nuklearnej samozagładzie, wydaje się mało
prawdopodobna. Nie mogłaby to być cywilizacja działająca na ściśle
ograniczonym terytorium, np. na Atlantydzie, Kassakarze, czy też może
Antarktydzie, jak proponują niektórzy katastrofiści oraz zwolennicy
teorii prowadzenia przez ludzkość wojen naprzemiennie za pomocą maczug
i energii termojądrowej. Musiałaby to być z pewnością cywilizacja,
która nie tylko opanowała i poddała eksploracji cały obszar Ziemi,
lecz również opanowała eksplorację kosmosu. Świadczą o tym informacje
zawarte w eposie Enuma Elisz. Liczne ślady takiej cywilizacji,
odpowiadające co najmniej temu co obserwujemy obecnie wokół siebie,
musiałyby pozostać niemal wszędzie w niemałej ilości. Ponadto, rozwój
tej cywilizacji do stadium industrializacji nie byłby możliwy bez
znacznego naruszenia zasobu ziemskich surowców naturalnych. Ślady
istotnego naruszenia zasobu surowców musiałyby być bardzo wyraźne.
Można się wprawdzie wciąż upierać, że niedobitki cywilizacji, która
sama siebie zniszczyła lub uległa zagładzie w katastrofie o niemałym
zasięgu, próbowały zachować dla potomności posiadaną wiedzę. Dlaczego
jednak uczynione to zostało w sposób tak zawoalowany, by nie rzec
prymitywny? Trudno przecież dopatrywać się tu chęci zaszyfrowania
informacji i tym samym podcięcia u korzeni wartości przekazu.
Najprawdopodobniej Sumerowie zapisywali po prostu przekazaną im wiedzę
z wykorzystaniem dostępnych im środków wyrazu. Można oczywiście zrobić
założenie, że Sumerowie zapisując treści Enuma Elisz posłużyli się
metaforą, ale wtedy trzeba przyznać jednocześnie, że nasi dalecy
przodkowie byli bardziej inteligentni niż ich następcy, bo ci z
biegiem czasu treści przekazów z pewnością traktowali coraz bardziej
dosłownie. Fakt, że opisywana wiedza z czasem uległa zapomnieniu,
również sugeruje, że Sumerowie jednak nie byli jej twórcami a jedynie
konsumentami.
Scenariusz ten powtarzał się na wszystkich kontynentach. Wszędzie mamy
do czynienia z artefaktami, które budzą zdumienie, ponieważ wszędzie
brak kontynuacji rozwoju niewątpliwej wiedzy. Bramę Słońca w
Tiahuanaco nad jeziorem Titicaca uznaje się za kopalnię wiedzy
matematycznej i astronomicznej. Cywilizacja Tiahuanaco nie ma swych
korzeni, podobnie jak cywilizacja Sumerów, i choć nie miała tyle
szczęścia by znaleźć swych kontynuatorów, pozostawiła po sobie jednak
interesujące ślady. Dopiero w latach 60-tych XX wieku udało się
odgadnąć do czego służyły platformy ziemne i płytkie kanały zwane
przez Indian waru waru. Stanowiły one skomplikowany system agrarny o
wydajności przewyższającej dzisiejsze techniki upraw. Po
zrekonstruowaniu tych pól okazało się, że nie tylko plony są
kilkakrotnie wyższe niż na działkach tradycyjnych, lecz uprawy na tych
polach opierają się katastrofalnej suszy, powodziom, a nawet mrozom.
Spuścizną Wirakoczów (tajemniczych nauczycieli działających w
zamierzchłej przeszłości na terenie Ameryki Południowej) jest także
język Indian Aymara. W roku 1980 Ivan Guzman de Rojas wysunął
przypuszczenie, że być może język ten jest tworem sztucznym. Ma on
doskonale przemyślaną, niesłychanie precyzyjną i jednoznaczną
składnię, niespotykaną w żadnym innym naturalnym języku. Dzięki swej
analitycznej strukturze można go bez trudu przekształcić w algorytm
komputerowy.
Pozbawiona korzeni jest także kultura Machu Picchu czy Chavin de
Huantar. Prof. Dr Carlos Manes Bandeira uważa, że w Ameryce
Południowej jest wiele śladów wskazujących na pobyt tam wysoko
rozwiniętej cywilizacji przybyłej nie wiadomo skąd.
Podobnie jak w Ameryce Południowej, także w Ameryce Środkowej nie
zachowało się wiele przekazów pisanych. Konkwistadorzy i towarzyszący
im „misjonarze" starannie niszczyli niemal wszystko, co wpadło im w
ręce. Jednak pod koniec XX wieku, w oparciu o starożytne przekazy
Majów, zespół uczonych reprezentujących różne dziedziny nauki
opracował i opatentował koncepcję silnika rotacyjnego o wyjątkowo
dużej mocy i niewielkich rozmiarach. Wiedzy tej zabrakło potomkom
Majów w czasach nowożytnych.
W starożytnych tekstach hinduskich natomiast bez trudu można odnaleźć
opisy nie tylko pojazdów latających, stacji orbitalnych i kosmicznych
miast, lecz także środków rażenia przypominających lasery, broń
rakietową, a nawet broń nuklearną. Zawarta w wedach wiedza na temat
zjawisk atmosferycznych i samej atmosfery jest nie mniej zdumiewająca.
Przykłady można mnożyć.
Koncepcja odwiedzin obcej cywilizacji lansowana obecnie przez
paleoastronautykę wydaje się więc jak najbardziej prawdopodobna. Jest
to dziedzina badawcza, którą nawet dzisiaj wielu z nas zbywa
pogardliwym wzruszeniem ramion i kpinami o zielonych UFO-ludkach.
Tymczasem tego rodzaju zachowawcze podejście do paleoastronautyki
można dzisiaj traktować jedynie jako pozostałość skompromitowanego
antropocentrycznego punktu widzenia. Być może trudno nam tę koncepcję
zaakceptować, lecz z pewnością nie wolno jej a priori odrzucać.
Przełom w sposobie myślenia spowodowała dopiero obecna wiedza, która
sprawiła, że informacje zawarte w starych tekstach zaczynają stawać
się coraz bardziej czytelne i coraz mniej zagadkowe, a tym samym coraz
bardziej zdumiewające. Pozostawieni sami sobie ludzie najwyraźniej
zatracili swe umiejętności wykonywane pod kierunkiem i przy pomocy
nieznanej nam cywilizacji. Tak więc, to kim jesteśmy obecnie, na pewno
zawdzięczamy wyłącznie sobie.
Nie tylko Wszechświat, ale także nasza Ziemia i jej historia mogą być
bardziej interesujące niż jesteśmy to sobie w stanie wyobrazić. |